Deep Purple mają na koncie sporo popełnionej klasyki. Większość w odległych już czasach- ale raz na jakiś czas panowie nagrywają coś takiego jak ten utwór tutaj, który w ciągu kilku dni wchodzi z podniesioną głową między te wszystkie Czajldintajmy, Smołkondełotery i tym podobne Hajłej Stary. Bzdurne twierdzenie, że dobra muzyka powstawała tylko te 30 lat temu jest ciągle żywe- ale chyba nawet potrafię je zrozumieć. Dużo łatwiej jest obwołać klasyką coś, co nią już jest. To inni ryzykowali, pisząc czy krzycząc peany w momencie kiedy płyta czy utwór były wydawane. Ba, niektórzy odważyli się nawet krytykować- śmieszni, nie? Jak można było skrytykować Noc w Operze czy Ciemną Stronę Księżyca kiedy wychodziły? Ano tak samo jak można 30 lat później stwierdzić, że dziś już nic dobrego się nie nagrywa. Dokładnie tak samo.
Można po kolei wymieniać co jest genialnego w tym utworze. Przepiękna melodia zwrotki, mocny refren, cudowny motyw gitary i solo na końcu które trwa minut trzy a powinno trwać trzydzieści trzy. Części oddanych fanów zespołu starczyło kilka przesłuchań w sumie dość przeciętnej płyty Purpendicular, żeby z tego kawłka zrobić jeden z faworytów w całym katalogu zespołu. Nie wszyscy inni jednak podłapali. Jasne, połowa ludzi mówiących że dobra muzyka to tylko kiedyś to typowi niedzielni słuchacze, ludzie którzy mają kilka Greatest Hitsów w domu i nie słyszeli nic nowego od czasu rozpadu New Kids on the Block. Ale jest spora grupa ludzi, którzy z muzyką mają dużo więcej do czynienia a jednak tego typu generalizacje ciągle mają rację bytu.
Strasznie łatwo jest się zaangażować w zdanie i opinię, która ma ogólne poparcie. Twierdzenie że Machine Head to płyta wielka to coś jak twierdzenie, że palenie szkodzi. Gratulujemy, Sherlocku, w przyszłym tygodniu opowiedz nam o pressingu Barcelony. Chwalić płytę, na którą spadło miliard peanów od czasu jej wydania jest niezwykle łatwo. Wchodzimy wręcz w obszar banałów i komunałów. Oczywiście, można klasykę pochwalić ciekawie i mieć na jej temat ciekawe przemyślenia albo analizy- ale generalnie takie odkrywanie Ameryki w dzisiejszych czasach jest niezwykle, niezwykle łatwe. Nowe płyty mają pod tym względem przerąbane. Nikt ich jeszcze nie pochwalił. Albo prawie nikt. Nikt nie wyniósł na ołtarze. Napisać o nowym krążku, że dorownuje czemuś starszemu, ogólnie wielbionemu- albo że nawet to przebija- to jest ryzyko. Im wcześniej taka opinia wyrażona- tym większe. .
Oczywiście absolutnym papierkiem lakmusowym każdej recenzji jest nie to, co recenzent myśli o danej płycie czy utworze ale jak swoje zdanie argumentuje. Niezmiernie rzadko zdarza mi się przeczytać recenzję, która zmusza mnie do zrewidowania mojego własnego poglądu, do odsłuchania albo obejrzenia czegoś jeszcze raz, tylko z innym nastawieniem. A takie uwielbiam najbardziej. Opinie z którymi się nie zgadzam, ale które zmuszają mnie do myślenia. To zresztą idzie dużo głębiej- to samo mam w rozmowie na jakikolwiek temat. Dochodzi do tego, że zdarza mi się w dyskusji prowokować rozmówcę po to tylko żeby usłyszeć kontrargument. Taki, który sprawi że przemyślę wszystko raz jeszcze. Taki, którego jeszcze być moze nie słyszałem. Ja mam swoje opinie na wiele tematów, większość tematów. Jasne, określone- ale żadna nie jest dogmatem. Nie wierzę w dogmaty i prawdy objawione. Wierzę w rzeczy które czuję, ale też w to że mogłem coś przegapić, przeoczyć. Mogę widzieć tylko jedną stronę danego problemu i kompletnie być ślepym na drugą. Zawsze w dyskusji ostro bronię swojego zdania- ale głównie po to żeby usłyszeć zdanie strony przeciwnej. Tam może być jedno, jedyne sformułowanie które mnie wzbogaci i wtedy dla mnie cała rzecz miała sens i była potrzebna. Kiedyś jej użyję. Dołączę do swojej filozofii życia, wzbogaci mnie ona. Niestety, lata prowadzenia dyskusji nauczyły mnie jednej, dość smutnej rzeczy. Wiele osób mówi że wierzy w coś, uważa że jest tak czy inaczej- ale mało kto potrafi to wytłumaczyć. Mało kto jest w stanie powiedzieć co sprawia, że czują tak a nie inaczej. Co podoba im się w tym konkretnym utworze i co generalnie cenią w muzyce. Czemu mają takie a nie inne zdanie. Skąd wzięły się ich opinie. Zaczynając od takich właśnie trywialnych tematów jak muzyka a kończąc na religii czy polityce. Może nawet zwłaszcza na nich. Im bardziej będziesz dociekał- tym bardziej defensywna będzie pozycja oponenta. Jakiekolwiek pytania odbierane są jako atak, inkwizycja. A przecież to tylko pytania. Bardzo łatwo zauważyć, kiedy rozmówca nie ma żadnego argumentu- zaczyna atakować ciebie. Absolutnie piękna jest wtedy projekcja, kiedy pytania albo wątpliwości wyrażone głośno nagle same podobno stają się atakiem. Obrażone uczucia religijne, poczucie zagrożenia wobec logicznych argumentów przeciwnika- to jest wszystko ta sama bajka. Uciekanie z rogu, w który samemu się zapędziło powtarzaniem komunałów które powtarzał ktoś inny. Może to byli znajomi, może rodzice, może rodacy... Powtarzali je i powtarzali tak długo, aż stały się nasze. Wątpliwości i pytania są odbierane wtedy jako próba burzenia status quo. Na palcach dwóch rąk zliczyłbym osoby które znam, które mają zupełnie inne poglądy na życie niż ja- ale rozmowy z którymi są inspirujące i ciekawe. Bo te osoby wiedzą skąd się ich opinie wzięły i potrafią się tym podzielić. Oczywiście, każdy może sobie mieć opinie jakie tylko chce i mieć je skąd
tylko chce. Mnie nic do tego. Jest tylko jeden problem. Ci ludzie
później idą do urn wyborczych i pośrednio decydują o mojej przyszłości.
Ci ludzie tworzą komitety, grupy, partie czy związki, które w większym
bądź mniejszym stopniu mogą ograniczać moje własne wybory.
Powtarzanie opinii za innymi to najłatwiejsza rzecz pod słońcem. To jest też rzecz bezpieczna. Nikt z boku jej nie wyśmieje, nikt z jej powodu nie odrzuci. Podświadomie wmówimy sobie calutką historię i powody dla których wierzymy w coś albo lubimy coś, nad czym nigdy dłużej się nie zastanowiliśmy. Ilu w Polsce jest katolików? Ilu naprawdę przeczytało Biblię? Wszystko na ten temat. Najstraszniejsze jest to, że jest wiele osób świadomych tego mechanizmu- i wiele z tych osób go używa do zdobycia władzy. Niezwykle skutecznie. To już dawno zostało przebadane i udowodnione, że dużo bardziej liczy się nie to co się mówi- a to jak się mówi. Odbieramy nie logiczne argumenty, nie prawdę zawartą w czyichś słowach a całą otoczkę- a potem dopowiadamy sobie podświadomie resztę. I w imię tej domówionej sobie reszty nie dość że żyjemy- to potrafimy nawet w jej imię zabijać. Nie wiedząc nawet kurwa czemu.
Nic tylko krzyczeć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz